Lubię czerwień na ustach, chociaż na początku czułam się w niej bardzo dziwnie. Glamour dawnych gwiazd jednak był tak kuszący, że próbowałam, szukałam, testowałam tak długo, aż znalazłam kilku "niemal odpowiednich" kandydatów do tytułu nieziemskiej czerwieni. Co do trwałości - czerwona pomadka najłatwiej schodzi, chyba dlatego, że bardzo łatwo widać jakiekolwiek zmiany w jej nasyceniu. Do tej pory wiązało się to dla mnie z ciągłymi poprawkami, ostatnio jednak spróbowałam konturówki długotrwałej w kolorze Redd z MACa i całkowicie oszalałam - czerwona szminka z Celii utrzymała się na moich ustach niemal 10 godzin bez jakiejkolwiek poprawki, a resztki musiałam zmyć mleczkiem, ponieważ zmieniałam miakijaż. Wow. Ta konturówka jest teraz moją absolutnie ulubioną, uważam, że nie ma jej równych i na pewno będzie moim KWC w katalogu na wizaz.pl.
Do rzeczy: oto moje ulubione czerwone szminki - każda jest troszkę inna, chociaż mimo wszystko utrzymane są w stosunkowo zbliżonej tonacji.
Od lewej: Rimmel Lasting Finish by Kate Lipstick w kolorze 12. Kremowa i nieprzejrzysta, ale nie matowa szminka ukryta jest w pięknym czarnym opakowaniu. Szminka ma średnią trwałość, ale bardzo ładny kolor. Jest nieco bardziej pomarańczowa niż moje typowe czerwone szminki (kupiła ją dla mnie koleżanka, ja sama bym chyba nawet jej nie wypróbowała!), ale nie ma brązowo-złotej komponenty, więc całkiem mi pasuje. Jest radosna i dobrze się nakłada, nie wysusza ust. Moim zdaniem pachnie pudrowo-chemicznie. Nie dostrzegłam w niej tej fenomenalnej trwałości, nie jest ona tragiczna, ale sama szminka nie wytrzymuje długo na ustach. To najbardziej kremowa, kryjąca, klasyczna pomadka z tutaj opisanych.
Potem konturówka 004 Indian Pink Lasting Finish 1000 kisses Rimmel. Głęboki, malinowy róż. Nie jest zbyt trwała (czyżbym nie lubiła się z Rimmelem?), ale za to nie wysusza ust, dzięki czemu spokojnie można nią wypełniać kontur. Tania i nieszkodliwa, ale nie jest to na pewno produkt mojego życia. Zupełnie nie równa się z konturówkami z MACa i moim zdaniem szkoda na nią pieniędzy.
Celia 508 Pomadka-Błyszczyk. Duże drobinki, brokatowe, troszkę tandetne, ale do wytrzymania, trwałość na konturówce z MACa genialna, bez taka sobie (ale na mnie porównywalna z szminkami lustre z MACa). Piękny piękny piękny zapach, niesamowita kremowa konsystencja i błysk jak po najlepszym błyszczyku. Uwielbiam te pomadki, mam dwie, ale przy najbliższej wyprawie do Polski zakupię tyle ile będzie w kolorach akceptowalnych :) To moja najukochańsza szminka, którą noszę w torebce cały czas przy sobie. Ten winogronowy zapach mmmm. Ta szminka to moja faworytka, może nie nadaje klasycznego sznytu dawnej gwiazdy Hollywoodu, ale jest naprawdę super.
Avon - nie wiem co... bo nie ma numerka ani kodu koloru. Jest to błyszczyk w sztyfcie, półprzeźroczysty, pachnący chemicznie, ale nadający piękny truskawkowy połysk. Uważam, że to świetny produkt: nawilżający, błyszczący, ale na tyle niekryjący, że nadaje się zdecydowanie na codzień. Nie wiem co jest już chyba przeterminowane i powinnam wyrzucić... Wielka szkoda, bo to naprawdę przyjemny produkt.
Victoria's Secret Beauty Rush Juiced Berry - to błyszczyk w tubce, coś jak Juicy Tubes Lancome. Nie lubię takiej formy błyszczyków i ten jest bardzo typowy: słodki ulepek, klejący, nadający winylowy połysk. W błyszczyku są delikatne, nienachalne drobinki. Trwałość jak na błyszczyk ok. Pachnie bardzo, bardzo mocno, dosyć ładnie, ale mnie ta słodycz ust bardzo przytłacza. Kleją się do niego włosy opadające na twarz - a ja tego nie znoszę. Trzeba mieć lusterko, bo ten produkt jest jednak mocno pigmentowany i można nim sobie pobrudzić twarz. Dla miłośniczek tubek - super. Przyjemny prezent dla nastolatki. Ja jednak wolę klasyczne szminki i błyszczyko-szminki w nietubkowej formie.
Konturówka MAC Redd postanowiła się ukryć i nie sfotografowałam jej w świetle dziennym, ale na pewno jeszcze pojawi się na tym blogu!